sobota, 23 stycznia 2016

Klucz do wieczności - recenzja

Tytuł: Klucz do wieczności
Tytuł oryginalny: Self/less
Gatunek: thriller, sci-fi
Reżyseria: Tarsem Singh
Czas trwania: 1 godzina 56 minut
Premiera w Polsce: 24 lipca 2015
Aktorzy: Ryan Reynolds, Natalie Martinez, Matthew Goode, Ben Kingsley

Gdyby można było żyć wiecznie...

Pomysł na film jest ciekawy, realizacja niestety słaba. Przenoszenie świadomości i wspomnień człowieka (ogólnie całej jego osobowości i umiejętności) z ciała do ciała miałoby sens, zwłaszcza jeśli nowe ciało zostałoby "wyprodukowane" przez naukowców. Firma, która dokonuje tej usługi, wyjaśnia swoje działanie pytaniem: "czego jeszcze mogliby dokonać geniusze, którzy zmarli za wcześnie?". W pewnym stopniu mają rację, bo dlaczego ludzie, którzy mogą wiele zapewnić ludzkości, mają umierać tylko przez to, że ich ciało jest o wiele słabsze niż umysł? Przecież to niesprawiedliwe. Jednak tak właśnie jest w życiu i dlaczego ktokolwiek miałby to zmieniać?


Na początku filmu byłam ciekawa, jak sytuacja Damiana (Ben Kingsley) się rozwinie. Umierający biznesmen podjął decyzję, że jeszcze nie nadeszła pora (wiem, absurdalnie to brzmi), aby opuszczał ten świat i skorzystał z operacji, która zapewniła mu całkowicie nowe ciało. Co dalej? Jestem niemalże pewna, że się domyślacie. Klucz do wieczności jest do bólu przewidywalny. Naprawdę, fabuła jest tak prosta, że nawet nie musimy się długo zastanawiać, by wiedzieć, co się wydarzy. To samo z zakończeniem, też znałam je już po kilkudziesięciu minutach. Faktycznie, jest kilka drobiazgów, których nie udało mi się przewidzieć. Jednak każdy z nich twórcy wprowadzali tak powoli, że i tak dowiadywałam się prawdy o wiele wcześniej niż główny bohater.


Ta przewidywalność sprawia, że film zwyczajnie jest nudny. To mnie zaskoczyło, bo myślałam, że będzie wciągający, a on okazał się boleśnie nijaki. Poza tym miałam też jedno dziwne wrażenie - że fabuła zatacza koło. Zawsze tak mam, gdy bohaterowie robią cały czas to samo i ciągle wracają do punktu wyjścia. Odechciewa się dalej oglądać, gdy widzimy, że sytuacja bohaterów wcale się nie zmienia i nawet po pewnym czasie nie ciekawi nas już nawet, czy cokolwiek się wreszcie ruszy z miejsca. 

W Kluczu do wieczności absurd goni absurd. Właściwie, to owe absurdy są najbardziej zaskakujące. Tak niewiarygodne i nieprawdopodobne, że aż szokują. Nie odbierzcie tylko tego jako zaletę filmu, wręcz przeciwnie, to ogromna wada. Rozumiem, że od filmów sci-fi nie należy wymagać zbyt dużego realizmu, ale istnieją pewne granice. Jeżeli działania bohaterów same sobie przeczą, oznacza to, że coś poszło nie tak.

Zawsze mam nadzieję, że film się rozkręci; tutaj niepotrzebne to było, bo tylko zmarnowałam tę nadzieję. Nie wiem, czy mogę go Wam polecić. Ja już na pewno do tego filmu nie wrócę. Zawiodłam się na nim, a zawiodłam się tym bardziej, bo tylko przekonywałam moich znajomych, że Klucz do wieczności nie będzie tak słaby, jak mówili.
Moja ocena to 4/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS.