środa, 15 lipca 2015

Terminator: Genisys

Po Jurassic World jestem zdecydowanie przeciwna "odnawianiu" starych filmów, szczególnie tych, które zostały definitywnie zakończone. W przypadku nowej części Terminatora byłam nastawiona właśnie w ten sposób i spodziewałam się klapy (mimo że nie oglądałam żadnej części hitów z Arnoldem Schwarzeneggerem). Właściwie pod wpływem impulsu w jeden dzień obejrzałam wszystkie części Terminatora i, bardzo zaciekawiona i podekscytowana, poszłam do kina na kolejną.
Tytuł: Terminator: Genisys
Tytuł oryginalny: Terminator: Genisys
Gatunek: akcja, sci-fi
Reżyser: Alan Taylor
Czas trwania: 2 godziny
Aktorzy: Arnold Schwarzenegger, Jason Clarke, Emilia Clarke, Jai Courtney, J.K.Simmons

Jak film ma się do poprzednich części?

Mogę śmiało stwierdzić, że Terminator: Genisys podobał mi się najbardziej. Mógłby tylko konkurować z Terminator 2: Dzień Sądu, ale wygrywa dzięki bardziej skomplikowanej fabule i lepszym efektom specjalnym (ale to już nie jest kwestia pracy nad filmem, ale nowych technologii). Jeśli ktoś nie oglądał pierwszych dwóch części, to nie powinien zabierać się za ten film, bo wydarzenia z poprzednich są w bardzo dobry sposób ze sobą połączone i zwyczajnie by nie zrozumiał, o co w filmie chodzi. Ja oglądałam je zaledwie dzień wcześniej (pierwszy raz) i zdarzyło mi się kilka razy, że nie mogłam czegoś zrozumieć z nowej części. Sporo nawiązań do jedynki, nie tylko jakieś drobiazgi, ale początek filmu. Zaraz wyjaśnię, co mam na myśli. 

Bardzo dużo się dzieje

Na początku twórcy przedstawiają nam obraz wojny maszyn z ludźmi. John Connor (Jason Clarke) prowadzi swoją armię tak, że udaje im się pokonać złowrogie roboty; te jednak zdążyły wysłać swojego terminatora (ów mechaniczny zabójca, który pojawia się w pierwszej części, stąd skopiowanie początku Terminatora) w przeszłość, aby zabił Sarę Connor (Emilia Clarke). W związku z tym John postanawia ochronić swoją matkę i przenosi w czasie swojego przyjaciela - Kyle'a Rees'a (Jai Courtney). Gdy ten już jest w wehikule czasu(nie pamiętam jak ta maszyna się nazywa, ja na nią tak mówię), John zostaje zaatakowany przez jednego ocalałego terminatora. Wtedy tworzy się jakby druga przeszłość i Kyle ją zapamiętuje. To tak, że on ma w głowie swoje własne wspomnienia, które nabył przez wiele lat, ale jednocześnie posiada te, które pojawiły się, gdy John został zaatakowany. Nie wiadomo czy przeżył i, jeśli tak, to czy coś mu się nie stało. Skutek tego jest taki, że Kyle dociera do zupełnie innego roku 1984 niż powinien. Tam Sarah posiada terminatora, który chroni ją od 9. roku życia i razem (z Kylem) unicestwiają "złego" robota z płynnego metalu. Pops (Arnold Schwarzenegger; tak nazwała terminatora Sarah), Sarah i Kyle razem próbują nie dopuścić do Dnia Sądu.

Świetny film

Na początku ta część wydaje się bardzo zakręcona (w sumie to taka jest), ale, jeśli ogląda się bardzo uważnie, to raczej nie ma problemu, żeby wiedzieć, o co w filmie chodzi. Bardzo podobało mi się, że dużo jest w nim humoru. Naprawdę, można się popłakać ze śmiechu. Trochę scen powtarza się z poprzednich części, ale mnie one i tak śmieszą. No i wiadomo, nikt nigdy nie zagra lepiej terminatora niż Arnold Schwarzenegger. Ogólnie bardzo lubię jego grę aktorską, a moja ulubiona śmieszna scena z tego filmu to moment, gdy Pops wpada głową w szybę radiowozu, na pewno będziecie wiedzieli, o którą chodzi, jeśli obejrzycie (lub oglądaliście) film. W Terminator: Genisys aktorzy świetnie się wczuli w postaci, które grają i bardzo, bardzo przyjemnie się ich oglądało. Najbardziej podobał mi się (oprócz Arnolda Schwarzeneggera) Jason Clarke. Rewelacyjnie wcielił się w Johna, innego Johna niż z poprzednich części. Zmiana "strony" tak ważnej postaci też była świetnym zabiegiem dla filmu, bo twórcy uniknęli w ten sposób rutyny, i to jeszcze w bardzo ciekawy sposób. Jak dla mnie wszystko w filmie było bardzo przemyślane i nie wiem, jak można tego nie docenić. Jeszcze tylko dodam, że wydaje mi się, ale to tylko przeczucie, że twórcy zostawili sobie pewną furtkę do stworzenia kolejnego filmu o złowrogich maszynach. 
Trochę się rozpisałam, ale to dlatego, że dawno już nie wyszłam tak zadowolona z kina. Mam nadzieję, że po obejrzeniu Spectre wrócę do domu tak samo zadowolona, a może nawet bardziej.
Moja ocena 8/10. Taka mocna ósemka ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS.