czwartek, 6 sierpnia 2015

Papierowe miasta

Tytuł: Papierowe miasta
Tytuł oryginalny: Paper Towns
Gatunek: romans
Reżyseria: Jake Schreier
Czas trwania: 2 godziny
Premiera polska: 31 lipca 2015
Aktorzy: Nat Wolff, Cara Delevingne, Austin Abrams, Justice Smith, Halston Sage
Przed wakacjami na moim blogu pojawiła się recenzja książki Johna Greena. Tam już opisałam fabułę, więc nie będę tego robić ponownie, zwłaszcza, że streszczałam ustnie książkę niezliczonej liczbie osób. 

Dużo zmian, ale może to dobrze

Jak to na filmach - wszystkie wydarzenia wydają się przyspieszone, ale w Papierowych miastach już bardzo to widać. Jednak to mi nie przeszkadzało najbardziej. Najgorsze było to, że ekranizacja wydaje się zwyczajna, w przeciwieństwie do książki. Czułam się jak na jakimś filmie, który częściowo był obyczajowy. Nic nie sprawiało wrażenia szczególnego i właśnie tego mi najbardziej zabrakło.


Twórcy wprowadzili wiele zmian, aby film stał się ciekawszy. Pierwsza to akcja przeniesiona trochę w czasie. Bohaterowie nie wyjeżdżają podczas zakończenia szkoły, ale dużo wcześniej, jeszcze przed balem absolwentów. Druga to przyspieszenie wydarzeń - Quentin nie próbuje rozszyfrować wskazówek od Margo aż tak długo. Trzecia, chyba najbardziej rzucająca się w oczy, to dodatkowy pasażer podczas podróży do kryjówki Margo. Resztę przyjmowałam z przymrużeniem oczu, ale przy tej już byłam mocno zdziwiona. Wiadomo, pojawiły się jeszcze inne zmiany, ale to nie wpływa źle na film. Czasami dodają one mu uroku, czasami wprowadzają nowe sytuacje. Nie są rażące, a poza tym - czy, dosłownie, "obejrzenie" wydarzeń z książki bez żadnych zmian nie byłoby nudne?

Aktorzy

Do gry aktorskiej nie można mieć wielu zastrzeżeń. Nat Wolff (Q), Austin Abrams (Ben) i Justice Smith (Radar) świetnie zagrali trójkę przyjaciół. Widać było, że świetnie się ze sobą bawią i dogadują. Lacey wypadła nieco gorzej, ale to nie znaczy, że źle. Pokazała dobrą przyjaciółkę i silną determinację w odnalezieniu Margo, ale wypadła jakoś blado, bezbarwnie. Wydawała mi się neutralna, a w książce taka nie była. Cara Delevingne w roli Margo sprawdziła się średnio. Jej wygląd bardzo mi nie pasował do tej bohaterki. Nie miała dużo okazji, aby się wykazać; rzadko pojawiała się w filmie. Jednak to, co pokazała, pasowało do Margo, dobrze oddała jej charakter, tylko właśnie wygląd stanowił przeszkodę, by oddać główną bohaterkę.

Bardzo śmieszny

Sądzę, że w filmie jest strasznie dużo zabawnych sytuacji, ale chyba tylko mnie się tak wydaje. W kinie tylko ja i przyjaciółka się śmiałyśmy, i to bardzo. Reszta ludzi pozostawała niewzruszona, więc może tylko tak mi się wydaje, że było w nim dużo humoru. Najbardziej podobała mi się piosenka o Pokemonach i pierwszy przystanek podczas długiej podróży bohaterów. Na nich najbardziej się śmiałam. Niestety, jeśli oglądaliśmy film, niewiele rzeczy może już nas zaskoczyć.

Wciąż jeden moment z filmu wydaje mi się bardzo absurdalny. Gdy bohaterowie docierają do miejsca, gdzie prawdopodobnie przebywa Margo, orientują się, że jej tam nie ma. Quentin upiera się, żeby na nią poczekać, bo na pewno się pojawi, a oni odpowiadają, że nie ma takiej możliwości, bo się spóźnią na bal. Jadą tysiące kilometrów, aby odnaleźć przyjaciółkę, a potem tak po prostu odpuszczają? Trochę nielogiczne. Zostawiają Q na jakimś odludziu i odjeżdżają. Dla mnie to było bez sensu i źle świadczyło o bohaterach. 

Wady i zalety

+ śmieszny,
+ dobra gra aktorska,
+ przyjemnie się ogląda,
+ nie jest nudny,
+ zmiany, które nie są irytujące,

- złe przekazanie treści książki,
- nic go nie wyróżnia, zupełnie zwyczajny film,
- słabe zakończenie.
Moja ocena to 6,5/10. Pierwszy raz łamana ocena :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS.