środa, 10 czerwca 2015

Papierowe miasta

Tytuł: Papierowe miasta
Tytuł oryginalny: Paper Towns
Autor: John Green
Ilość stron: 392
Wydawnictwo: Bukowy Las
Gatunek: literatura młodzieżowa

Jakiś czas temu nastawiłam się na czytanie książek Johna Greena. Zaczęłam od Gwiazd Naszych Wina, bo jakoś najlepiej kojarzyłam ten tytuł. Spodziewałam się nie aż tak smutnej, przygnębiającej powieści i nie miałam zielonego pojęcia, że okaże się ona taka "mądra". Właśnie takie są książki tego autora.

Ucieczka, ale dlaczego?

Ta książka tak bardzo się różni od Gwiazd Naszych Wina, że byłam w szoku. Tam bardzo smutna historia o miłości ponad wszystko i żmudnej walce z i tak nieuleczalną chorobą, a tutaj wesoła opowieść o beztroskich ludziach kończących szkołę. Na dodatek pojawia się zupełnie inny język. Dzięki temu możemy bliżej poznać bohaterów. Bardzo cieszy mnie również zastosowanie narracji pierwszoosobowej. 
Quentin kończy szkołę z wzorową frekwencją i dobrymi ocenami, jednak przed tym zostaje wyciągnięty przez Margo Roth Spiegelman na niesamowitą nocną przygodę. Wypełniają 11 zadań specjalnie opracowanych przez tajemniczą sąsiadkę Q. Są one wyrazem zemsty na byłym chłopaku Margo i jej niby-przyjaciółkach. Zostawiła ona też możliwość, aby Quentin komuś dopiekł. Przez cały czas Q myśli o tym, aby wyznać Margo jego wieloletnią miłość, ale w końcu tego nie robi. A następnego dnia, gdy już myśli, że zyskał jej zaufanie, dziewczyna znika. Zostawia jednak wskazówki dla przyjaciół, a oni próbują ją odnaleźć.

Czy na pewno się nie rozczaruję?

Na początku fabuła wydawała mi się bardzo prosta - dziewczyna zniknęła, trzeba ją znaleźć. Nic niezwykłego. Jednak widzimy później, że to wszystko nie jest aż tak proste. Bo niby oni odnajdują te wskazówki, ale w ogóle nie zastanowili się, czy właśnie to leżało w intencji Margo. Może mieli je odnaleźć za 10 lat? Samo to, że zostawia im tomik poezji jest dziwne. Naprawdę, każdy inaczej interpretuje książki, a co dopiero wiersze, więc musiała wziąć pod uwagę, że mogą nie zrozumieć, o co jej chodziło. 
Powiem szczerze, że jestem bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczona, szczególnie ostatnią częścią książki (podzielona jest na 3). Cała powieść jest przezabawna i, naprawdę, daje do myślenia. Za najlepszą myśl, sentencję uważam to, że wszyscy jesteśmy jak źdźbła trawy - mamy wspólne korzenie i dopóki chociaż jedno z nas istnieje, inni nie przestaną istnieć nigdy. 

Zabawna, i to bardzo

W niektórych momentach rozbawiła mnie do łez. Nie przypominam sobie innych tak śmiesznych książek. Jednak, jak to w książkach Johna Greena, nie można jej "pochłonąć". Trzeba przemyśleć to, co się przeczytało. Ja ją traktowałam może trochę jako taki przerywnik między nauką, ale bardzo starałam się zrozumieć to, co zostało w niej napisane. Właśnie dlatego różni się od zwykłych młodzieżówek. Bo wiadomo, że w każdej książce odnajdziemy jaką sentencję, ale u Johna Greena one są idealnie przemyślane i wplecione w tekst.

Podsumowanie

Po skończeniu jej miałam ochotę się rozpłakać, mimo że zakończenie nie jest przecież smutne. Myślę, że to dlatego, że książka jest rewelacyjna i niesamowita. Już się nie mogę doczekać ekranizacji.
Dzisiaj bez aktorów, bo nie mam żadnego pomysłu. Właściwie to pasuje mi ta filmowa obsada, może oprócz Margo. O filmie wszystko znajdziecie tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS.