poniedziałek, 12 października 2015

Coś o mnie cz. 9 - Co się dzieje z efektami specjalnymi?

Wyścigi?

Gdy oglądamy nowe produkcje, możemy zauważyć, że każdy z nich ma coraz lepsze efekty specjalne. Czasami stają się one cechą charakterystyczną dla filmu. Ludzie wybierają się na niego, żeby zobaczyć efekty, a nie sam film. W takich przypadkach fabuła i tak jest dość uboga, więc nawet niewiele tracimy.

Grawitacja; w tym filmie podobają mi się tylko efekty, fabuła jest tragiczna.
Jest to dla mnie zrozumiałe - pojawiają się nowe technologie, twórcy chcą je wykorzystać i pokazać ludziom. Możemy teraz znaleźć filmy wartościowe i jednocześnie z dobrymi efektami specjalnymi, ale to rzadkość. Teraz musimy wybierać - albo fabuła, albo efekty.

Przesada

Dużo nowych filmów robi na widzach duże wrażenie (mówię teraz o efektach specjalnych). Zwłaszcza, że teraz króluje sci-fi. Ale twórcy tak bardzo chcą pokazać coś nowego, że sami się pogrążają. Czasami stawiają na wersję idealnego świata. Wtedy krajobraz wychodzi tak cukierkowy, że ciężko na niego patrzeć. W niektórych przypadkach brakuje tylko jednorożców biegających po łąkach.

Jurassic World - nijaka kontynuacja dzieła Stevena Spilberga.
Zdarza im się też, że próbują pokazać coś, co (według nich) jest bardzo nowoczesne i spodoba się młodym widzom. Niby należę do tej grupy, ale chyba wyrosłam z takich sztucznych (i zwyczajnie dziwnych) efektów (jak w ekranizacji Darów Anioła). Zdecydowanie bardziej podobają mi się realistyczne, ale nieprzesadzone. Nie muszą być nowe, ważne żeby były po prostu dobre.

Avatar, jeden z pierwszych filmów w 3D.
Teraz dobre efekty są już na porządku dziennym. Odkąd pojawiły się filmy trójwymiarowe, nie nastąpił żaden większy przełom. Niestety, rozwój kina trochę stoi w miejscu. Trochę, bo czasami pojawiają się zmiany, tyle że na gorsze. Ale z drugiej strony - czym jeszcze twórcy filmów mogą nas zaskoczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS.