poniedziałek, 28 września 2015

Nosferatu - symfonia grozy - recenzja

Tytuł: Nosferatu - symfonia grozy
Tytuł oryginalny: Nosferatu, eine Symphonie des Grauens
Gatunek: horror, niemy
Reżyseria: Friedrich Wilhelm Murnau
Czas trwania: 1 godzina 34 minuty
Premiera: 17 lutego 1922
Aktorzy: Max Schreck, Alexander Granach, Gustav von Wangenheim, Greta Schroder






























Przyznam, że to pierwszy film niemy, jaki obejrzałam. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Bałam się, że nie wytrzymam filmu, w którym nie ma słów, ale udało mi się. I nawet nie było to trudne.


Nosferatu - symfonia grozy to pierwsza ekranizacja powieści Dracula Brama Stokera z 1897 roku (przynajmniej z tego, co wiem pierwsza). Nie znam szczegółów, ale twórcy musieli zmienić imiona bohaterów, niestety nie pamiętam dlaczego. 
Fabuła jest prawie taka sama, jak w książce. Prawie, bo już nawet dziewięćdziesiąt lat temu twórcy zabierali się za zmienianie treści książki do ekranizacji. Nie twierdzę, że film na tym ucierpiał. Uważam, że wyszedł świetnie.


Agent nieruchomości (Hutter) musi wyjechać do klienta i nakłonić do zakupu domu w Anglii. Na miejscu dowiaduje się z legend i ksiąg, że trafił do zamku wampira - Nosferatu. Hrabia Orlok to nikt inny jak Dracula. 

Gra aktorska

W filmach niemych widz słyszy samą muzykę. Aktorzy nie mają możliwości pokazania emocji w głosie. Mogą tylko przekazywać je poprzez gesty i mimikę. Skutek tego jest taki, że są one bardzo gwałtowne i momentami nawet przesadzone. Czasami (dla mnie) wygląda to śmiesznie, ale tak stare filmy według ich pierwszych widzów musiały być rewelacyjne. Samo to, że wciąż je oglądamy świadczy samo przez się. 


Aktorzy mieli bardzo trudne zadanie - nie dość, że efekty specjalne rzadko się pojawiały, to jeszcze musieli pokazać wszystkie uczucia tylko poprzez swoje ciało. Uważam to za ekstremalnie trudne. Teraz ciężko wybrać kogoś, kto słabo gra, ale dawniej wystarczyło zrobić niezbyt przekonującą minę, żeby podpaść widzom.

Niemy horror to niemy horror, nic innego

Może to trochę dziwne, ale momentami się bałam. Postać Nosferatu była po prostu straszna - zdeformowana i wyłaniająca się z cienia w najmniej oczekiwanych momentach. I właśnie przy scenach z udziałem Maxa Schrecka ogarniał mnie strach. Jednak był on jak najbardziej pozytywny. Nie mogę oglądać współczesnych horrorów, bo za bardzo się boję, a w Nosferatu dodaje on filmowi uroku.


Poza tym, ten film jest czarno-biały. Sama ta cecha nadaje mu tajemniczości. Kolorowe horrory wychodzą trochę kiczowato, a czarno-białe - naprawdę robią wrażenie. A Nosferatu stał się jednym z moich ulubionych czarnych charakterów (zaraz bo Jokerze zagranym przez Heatha Ledgera). Pewnie domyśliliście się tego, bo cały post zapełniłam jego zdjęciami.


Moja ocena to 7,5/10. Na pewno wrócę kiedyś do tego filmu, bo spodobał mi się. Uważam, że jest on nawet lepszy niż niektóre współczesne filmy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS.